Tajska szopka - o turystyce w Tajlandii

[Zupełnie rozjechało mi się formatowanie. Przepraszam, starałam się to naprawić kilkakrotnie ale nie chce działać]

Podróż do Tajlandii zaczęła się pewnego dnia o czwartej rano w salce komputerowej mojego walijskiego uniwersytetu kiedy to będąc na wpół przytomna zakupiłam bilety lotnicze linii AirIndia z Dubaju do Bangkoku z około 20 godzinną przesiadką w Mumbaju w Indiach. Gdy koła samolotu w końcu zaryły w płytę lotniska Suvarnabhumi, a ja złapałam pierwszy pełny oddech od czasu wejścia do samolotu (nigdy więcej AirIndia) myślałam, że zaczyna się przygoda. Przygoda przybrała jednak zupełnie inny obrót niż się spodziewałam.

                              Grand Palace w Bangkoku



Wybrzeże Koh Tao
Atrakcje turystyczne w Ayutthai
Prosta sytuacja: dworzec w Bangkoku, wieczór. Po całym dniu biegania po stolicy, naznaczeni jetlag'iem poszliśmy na dworzec kolejowy z zamiarem kupienia biletów do Chumphon na południu kraju skąd chcieliśmy popłynąć na wyspę Koh Tao. Wchodzimy na dworzec, idziemy do informacji, gdzie pan informuje nas ze do Chumphon jeździ tylko jeden pociąg za 600 bahtów, około (60zł). Potem zostajemy odesłani do oddzielnej kasy dla obcokrajowców gdzie płacimy i wychodzimy. Następnego dnia przychodzimy na ten jeden, jedyny pociąg do Chumphon, a na peronie sami biali + kilku Azjatów. Pociąg podjeżdża, w środku jest stewardessa, poczęstunek, a nawet poduszki i koce, do tego klimatyzacja (PKP się chowa). Jedziemy przez większość nocy po czym zatrzymujemy się w Chumphon, na dworzec od razu podjeżdża autokar przechwytujący turystów chcących udać się na wyspy. Pytamy o bilety na prom, ale odpowiada nam tylko "100 baht, 100 baht, 100 baht...". Próbujemy się dogadać, ale Pani udaje, że nie rozumie (łatwo rozpoznać po sposobie patrzenia). Właśnie! Tajowie są do tej pory jedynym narodem z jakim się spotkałam, który barierę językową potrafi obrócić na swoja korzyść. Naprawdę zadziwiające jest to, jak sprawnie z płynnego angielskiego są w stanie przejść do "kali być, kali móc" kiedy tylko turysta próbuje powalczyć o swoje, albo się dogadać. Nie wierzę, że firmy turystyczne zatrudniają ludzi nie znających języka.

Plaża na Koh Tao
Dowiadujemy się, że musimy zapłacić te 100 bahtów (ok. 10 zł) aby dostać się do portu, i oczywiście ten klimatyzowany autokar do którego własnie ładują się turyści to jedyny środek transportu. Potem nagle Pani w informacji zamyka nam okienko przed nosem i następuje nagłe poruszenie, gdy stewardessy wrzeszczą, że ten własnie jeden, jedyny autobus zaraz odjeżdża i "100 baht". Gdy dojechaliśmy do portu okazało się, że jest to wybudowany specjalnie dla turystów port oddalony o około 25 km od wszelkich osiedli ludzkich skąd oczywiście wypływa jeden, jedyny prom za kolejne 600 bahtów (TBH), pomimo tego ze internet podaje iż kursują co najmniej 3 promy za około 350 TBH. Panie sprzedające oczywiście utrzymują, że tak nie jest a grono turystów karnie ustawia się w kolejce po bilety. Pęka mi żyłka i grzecznie pytam:
- "Przepraszam, ale dlaczego Pani kłamie?"
I wtedy płynny angielski wraca do poziomu "Kali chcieć". 

Posągi buddy w jednej ze świątyń w Chiang Mai
Na prawdę nie chodzi mi o pieniądze, tylko o stosunek do klienta, który jest oszukiwany i eksploatowany. Najlepsze jest wytłumaczenie "nie ma innych opcji", które jest standardowe w Tajlandii. Właśnie ta dezinformacja i oszustwa denerwowały mnie w Azji najbardziej. Dzieje się to na nieprawdopodobną skalę. Do tego bardzo często wprowadza się element zamieszania, aby jeszcze bardziej zdezorientować i tak już pogubionych turystów - jak panie z informacji w Chumphon. Ja rozumiem, że trzeba się targować, że ta cena jest 10 razy wyższa bo jestem biała, ale niestety niesmak jest zbyt duży. Oprócz tego, Tajowie w ogóle nie potrafią się targować, wiele razy gdy próbowałam zbić cenę chociaż troszkę, sprzedawcy obrażali się na mnie. 

Świątynia Wat Phra That Doi Suthep w Chiang Mai
Jednak każdy kij ma dwa końce. Tajlandia w bardzo krótkim czasie stała się czołową destynacją w Azji Południowo-Wschodniej, co wiązało się z nagłym napływem kolosalnej ilości gotówki. Dla przyjezdnych rajskie, tajskie plaże, ciepłe morze i niskie ceny działały jak magnes, więc z każdym rokiem ilość turystów rosła, osiągając w 2015 roku liczbę ponad 29 milionów wczasowiczów.
Niestety życie codzienne w Tajlandii nie należy do łatwych, krajem rządzi wojskowa hunta, istnieją głębokie podziały społeczne i konflikty pomiędzy konkretnymi grupami etnicznymi (tegoroczne zamachy bombowe były wynikiem wewnętrznych napięć). Co więcej, społeczeństwo posłuszne jest skomplikowanemu systemowi norm i obyczajów, gdzie nawet konkretny uśmiech czy ukłon ma głębokie znaczenie i może być różnie interpretowany. Dlatego nie wszystko jest takie proste i tak oczywiste jakby się mogło wydawać. 

Deszczowe popołudnie na Koh Tao
Tajska kultura jest skomplikowana i nie będę próbować jej przybliżać ponieważ nie doświadczyłam jej tak na prawdę podczas mojego zaledwie 3 tygodniowego pobytu. Czuje, że Tajowie schowali ją gdzieś głęboko tak aby była niedostępna dla turystów, nie próbują się nią dzielić, przybliżać jej, ani tłumaczyć w żaden sposób przygodnym przyjezdnym, którzy nie zawsze chcą ją zgłębiać. Jednak wymagane jest jej respektowanie. Lotniska na przykład, pełne są plakatów nawołujących turystów do niekupowania pamiątek z wizerunkiem buddy, ponieważ dla Tajów jest on ważnym autorytetem. W świątyniach natomiast trzeba mieć zakryte kolana i ramiona bo inaczej można zostać wyproszonym. Chodzi się też boso, niekiedy nie można nawet wnieść obuwia w reklamówce. I tutaj pojawia się jedna z wielu tajskich rozbieżności: z jednej strony wymaga się od turystów poszanowania lokalnej kultury a z drugiej niejednokrotnie na potrzeby turystyki ogranicza się podstawowe prawa człowieka. Wystarczy pojechać na północ bliżej Chiang Mai gdzie niektóre mniejszość narodowe mieszkają pod przymusem w specjalnych turystycznych wioskach. Ich wolność ograniczona jest po to, żeby turyści mogli sobie zrobić zdjęcie i aby rząd mógł trzepać forsę. To samo z Tiger Sanctuary, gdzie zwierzęta odurzane są narkotykami i całymi dniami leżą przykute do muru. Wtedy turyści mogą przeżyć niesamowitą przygodę życia: dotknąć naćpanego, na wpół żywego tygrysa, który ledwo zipie. Na pewno wrażenie są niesamowite.
Turystka w "Tiger Sanctuary"
Nie odwiedziłam żadnego z tych miejsc, ale wystarczy, że wejdę na facebooka mojego byłego szefa a znajdę tam cały album z Tiger Sanctuary, gdzie jego żona z uśmiechem na ustach myje małego tygryska. Większość ludzi w tym momencie napisałaby, że nie chcą osądzać, ale ja uważam że są jakieś granice dobrego smaku. Przecież nie po to podróżujemy, żeby krzywdzić innych - ludzi czy zwierzęta. Nie można dla własnej podniety rujnować czyjegoś życia. Tak jak już napisałam, są jakieś granice, a fakt przebywania na wakacjach nie powinien usprawiedliwiać bezmyślnej przemocy. Niejednokrotnie, w Tigers Sanctuary znajdowane były ciała martwych zwierząt, często trzymane w zamrażarkach. W czerwcu po kilkumiesięcznej batalii prawnej Tiger Sanctuary przy świątyni Wat Pha Luang Ta Bua w prowincji Kanchanaburi zostało zamknięte. W środku znaleziono ponad 60 martwych kotów (głownie młode), których ciała trzymane były w zamrażarkach lub były zakonserwowane w słoikach. Świątynia była również zaangażowana w handel akcesoriami i amuletami wykonanymi z członków i skóry tygrysów. Podczas oględzin znaleziono ponad 1600 takich przedmiotów. New York Times podaje, że turyści za wejście do światyni i spędzenie czasu z tygrysem płacili ponad $140, do tego mnisi prowadzili wolontariat zagraniczny! Ludzie przyjeżdżali z całego świata m.in z Wielkiej Brytanii aby zajmować się tygrysami! Nawet odrobina edukacji przed podróżą może zrobić wielką różnicę, a w sieci pełno jest relacji z konkretnych Tigers Sanctuary lub z wiosek Karenów. Naprawdę, te miejsca funkcjonują bo jest na nie popyt, jedyną szansą na zlikwidowanie ich jest spadek popytu. Jest jeszcze głośna sprawa seks turystyki w Tajlandii - temat rzeka, który można analizować na wielu płaszczyznach. Ping-pong show, seanse seksu na żywo, transwestyci. Nie wiem ilu ludzi robi to z własnej woli, a ilu z przymusu lub z desperacji. Korzystanie z takowych seks usług rozbija się o indywidualną moralność każdego człowieka. Można w Tajlandii trafić na kabarety gdzie przebrani mężczyźni wyginają się lepiej niż niejedna kobieta (na pewno lepiej niż ja) i wszyscy doskonale się bawią. Można też trafić na seanse seksu na żywo z udziałem fekaliów. "Walking street" w Pattayi jest fenomenem na skalę światową - kluby go go, róznorakie seanse, ogólny dostęp do narkotyków, a to wszystko pod okiem policji turystycznej i królowej Sirikit, której wizerunek, razem z mała buddyjską kapliczką znajduje się przy wejściu na ulicę. Z jednej strony poszanowanie tradycji a z drugiej ich degradacja. Przedmiotowe traktowanie turystów z jednoczesnym ograniczaniem własnych swobód na ich rzecz.

Słonie w Aytthaia

Dziewczynki na stopniach Wat Phra That Doi Suthep w Chiang Mai.
To jest właśnie ta cała "tajska szopka", która kręci się dzięki pieniądzom turystów. Jest to bardzo smutne, ponieważ obie strony wychodzą z tego poszkodowane, często z niesmakiem, a przecież nie musi tak być. Najgorsze jest to, że jest to sytuacja z której nie ma na dzień dzisiejszy dobrego wyjścia, ponieważ wielu ludzi w Tajlandii utrzymuje się głownie z turystyki. Turystów zaś przybywa ogromna liczba i większość nie rozumie lokalnych problemów społecznych oraz skomplikowanej tajskiej kultury. Myślę, że dzisiejszy dosyć przedmiotowy stosunek Tajów do turystów wynika z tego, że jest ich po prostu jest zbyt dużo, a popyt póki co się utrzymuje. Często też sami przyjezdni pogarszają sytuacje lekceważącym stosunkiem do miejscowych.
Taksówka w Chiang Mai.
Pierwszy autostop na trasie Chumphon - Pretchatburi.
Bariera językowa, oszustwa, trudności w komunikacji - to wszystko po jakimś czasie zaczyna irytować i trudno się dziwić ludziom, że w pewnym momencie wybuchają. Jednak trudno jest się też dziwić Tajom, którzy po prostu wykorzystują sytuację, aby zarobić. Nie chciałam w tym tekście ulec żadnym stereotypom. Wszystko przedstawiłam z własnej perspektywy, tak jak ja to odebrałam. Nie twierdze, że jest to prawda absolutna. Problemy związane z masową turystyką w Tajlandii są wielopoziomowe i analizując je trzeba brać pod uwagę wiele czynników od psychologii i struktury socjologicznej do sytuacji politycznej. Nie będę generalizować i mówić "Tajowie są źli!", albo "turyści są źli!", wina zawsze leży pośrodku. Jednak nie zmienia to faktu, że turystyka w Tajlandii wymknęła się spod kontroli i przybrała straszny wyraz machiny pochłaniającej zarówno turystów jak i miejscowych. 


Ayutthaia
Ayutthaia


To jest dramat moi drodzy - zakończę słowami klasyka. Ciężko jest wszystko ująć w jednym wpisie, niebawem pojawi się więcej, a wśród nich także wpisy z Kambodży i Wietnamu. Tymczasem, proszę nie wierzcie mi na słowo, jedźcie i sami się przekonajcie.

Komentarze

  1. Myślę, że wszystko co opisujesz może mi się niebawem przydać wtedy chętnie tutaj wrócę :) Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis! Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo jest prawdy w tym co piszesz. Też czasem mam Tajów po dziurki w nosie. Miałam kilka sytuacji, w których następuje wspomniany przez ciebie zwrot i wtedy naprawdę można dostać szału. Z drugiej strony jak przejdziesz sie po Khao Sanie nocą to trudno się dziwić, że Tajowie wolą turystów prowadzić po sznurku i trzymać daleko od siebie. Co do jazdy na Słoniu w dżungli. Też jeździłam na słoniu, bo nie słyszałam nic o łamaniu ducha, teraz już bym nie wsiadła. Czy to dżungla, czy miasto słoń uczony jest w ten sam sposób, tylko nam wydaje się, że jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Khao San to w ogóle jest śmiech na sali :D Jednak zachowanie turystów tam i w kilku innych miejscach które udało mi się odwiedzić takich jak Pattaya czy Phuket daje do myślenia. Wtedy trudno jest się dziwić czemukolwiek.

      Usuń
  4. Zdjęcia tygrysów są tak straszne i smutne, że nie mogę na nie patrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie ujęty temat :) nam w Tajlandii najbardziej podobały się miejsca mało turystyczne, gdzie na ulicach byli praktycznie sami miejscowi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy artykuł, nie miałem jeszcze okazji odwiedzić Azji i tych pięknych rejonów, dzięki takim wpisom mam coraz większą chęć, żeby jednak te miejsca odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od trzech miesiecy podrozuje budzetowo po Azji i stwierdzam, ze w dupach (przepraszam za wyrazenie) im sie poprzewracalo. Dorzucam klka przykladow: Kambodza - rok temu wiza koszowala 25$, dzisiaj 35$, a od nowego roku 40 lub 50. Wejscie do Angkor Wat dzisiaj 20$ od nowego roku 37$ to jest prawie 100% wiecej, nie wspomne o cenach jedzenia. Trzeba sie bardzo wysilic, zeby cos dobego znalezc w dobrej cenie. To czego nienawidze w Wietnamie i Kambodzy to inne ceny dla "bialasow". Zdarzalo sie, ze lokales placil nawet 300% mniej za zarcie niz "bialas". Bangok? To samo, drogi i zmieniony. Porownujac miasto sprzed 5 lat, a dzis stwierdzam, ze mosto stracilo swoj urok. Ceny 200% w gore, uliczne stragany schowane zostaly do wielkich centrow handlowych, a z ulic zniknely tuk tuki. Wszystkim marzacym o Azji proponuje zmienic kierunek na Hiszpanie, wyjdzie taniej, wygodniej smaczniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Turyści zawsze płacą więcej i są oszukiwani ponieważ nie orientują się w cenach i realiach danego kraju ;) W Polsce też obcokrajowcy są naciągani, ale może nie na taką skale jak w Azji, gdzie na prawdę można czasem zwariować. :) Jednak trzeba się do tego przyzwyczaić jeżeli chce się podróżować po tamtych rejonach.

      Usuń
  8. Bardzo ciekawy i obiektywny wpis. Pokazujesz, że Tajlandia ma wiele twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny i ciekawy artykuł:-) myśle że pomocny dla wielu:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę, że dotarłam do kolejnego interesującego materiału o Tajlandii. W lutym się tam wybieram i jestem bardzo ciekawa tego kraju.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawy artykuł! Niesamowite, że wciąż tyle osób chce sobie zrobić zdjęcie z tygrysem kosztem jego cierpienia...

    OdpowiedzUsuń
  12. Tajlandia była pierwszym krajem, po którym podróżowałam na własną rękę i na wiele rzeczy wtedy jeszcze nie zwracałam uwagi (te turystyczne szopki), chociaż np. do Tiger Temple nigdy się nie wybrałam... Raz w życiu, jeszcze wcześniej, przejechałam się na słoniu i tez stwierdziłam, że nigdy więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że też miałam mieszane uczucia po tej przejażdżce.

      Usuń
  13. Chciałabym kiedyś odwiedzić Tajlandie :) mam nadzieję, że to się uda.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zazdroszczę! Oczywiście tak pozytywnie :) Niesamowite miejsce, warte odwiedzenia, jednak taka podróż sporo kosztuje, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mogła sobie na to pozwolić :) Powodzenia w kolejnych wypadach :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie z Tajlandii wróciłem i może nie aż tak silne, ale wrażenia (tez te negatywne) mam podobne.

    OdpowiedzUsuń
  16. Tajlandia to mój przyszłoroczny cel i kiedyś bardzo chciałam tam pojechać, ale z każdym takim wpisem zaczynam mieć wątpliwości. Dopiero niedawno dowiedziałam się o tej wiosce, gdzie kobietom każą nosić druty na szyi, bo to świetnie przyciąga turystów. O tygrysach nie słyszałam, ale jestem przerażona. Jak można chcieć zdjęcie z odurzonym zwierzęciem. Okropność. Jednak, tak jak napisałaś - trzeba tą turystykę samemu poznać i sprawdzić. Bo domyślam się, że krajobrazowo i kulturowo, to przepiękne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście zawsze trzeba się samemu przekonać! Tajlandia jest przepiękna, zwłaszcza kolorowa i świecąca architektura mnie urzekła. Zdecydowanie warto ją odwiedzić, jednak trzeba mieć na uwadze też te mniej miłe aspekty turystyki. Wystarczy trochę edukacji przed wyjazdem - niektóre "okryte złą sławą" miejsca są szczegółowo opisane na przykład na travelfishu, który podaje również różne alternatywy np. rezerwaty słoni gdzie nie ma przemocy itp.

      Usuń
  17. Bardzo ciekawe spojrzenie na Tajlandię. Niestety, podaż nakręca popyt i pieniądz rządzi światem, można rzec. Smutne, bo to piękny kraj.
    Ostatni raz byłam w Tajlandii 3 lata temu i zszokował mnie poziom zanieczyszczenia plaż i terenów zielonych. A to, co piszesz o tygrysach i zwierzętach, to się w głowie nie mieści. Serce pęka, jak można doprowadzić do takich sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  18. Tajlandia jest jednym z moich marzeń. Piękne kolory, plaże i świątynie. Ale to co właśnie przeczytałam jest trochę przerażające i niewyobrażalne. Nie lubię takiego przedmiotowego traktowania turystów. Przypominam sobie jak byliśmy traktowani w Maroku (też jak taka maszynka do wyciągania pieniędzy) i bardzo mi to wtedy przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdecydowanie dałaś mi do myślenia tym artykułem. Nie byłam w Tajlandii i chyba już nie pojadę, po tym, co przeczytałam. Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :D Nie ma co się zrażać! Celem wpisu nie była antyreklama Tajlandii tylko przybliżenie problemów wynikających z masowej turystyki :) Zawsze możesz mieć inne odczucia, jedź i sama się przekonaj. :)

      Usuń
  20. Mialam dokladnie te samego wrazenia po' powrocie. Wiem ze turysci tez czas ami zachowuja sie jak za przeproszeniem bydlo ale jedna to nie usprawiedliwia takiego podeslac tajow do klienta i czesto naciagania. Nie wsadzam wszystkie do jednego work, ale ogolnie to nie jest basta ani raj jak mysle niektorxy. Azza jest piekna, podrpzoeanie tam jest w miare proste ale jest trudna mentalnie. Fajny wpis cream na inne ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w stu procentach z tym, że Azja jest piękna ale trudna mentalnie. Na pewno wrócę jeszcze w tamte strony po więcej doświadczeń jednak trzeba uzbroić się w cierpliwość :) Cóż lekcje z pierwszej podróży przerobione, wnioski wyciągnięte.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  21. Z zainteresowaniem zapoznałam się z tym wpisem, jak się okazuje Tajlandia ma wiele twarzy.
    Szkoda, że tak wiele miejsc jest obciążonych turystyką.

    OdpowiedzUsuń
  22. Masz bardzo ciekawe spostrzeżenia, na temat go, że Tajlandia jest strasznym przykładem tego, do czego doprowadzić może nagła i intensywna turystyka masowa. Przeczytałam z zainteresowaniem!

    OdpowiedzUsuń
  23. Zazdroszczę trochę :) Tajlandia est taka piękna, barwna, niejednowymiarowa. Piękna i ciekawa

    OdpowiedzUsuń
  24. Coraz wiecej pojawia się w necie takich zdjeć białych ludzi którzy dla własnej zabawy lub zdjęcia na Facebook nakręcają tę okropną machinę komercyjnego wykorzystania dzikich zwierząt. Kocham naturę ale dzikie zwierzęta pozamykane w klatkach z natura nie maja nic wspólnego to zakrojone na szeroką skale okrutnie niewolnictwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to prawda, jednak problem istnieje nie tylko w Azji ale tak samo w Europie. Szczęśliwie powoli kończy się proceder wykorzystywania dzikich zwierząt w cyrkach.

      Usuń
  25. Interesujący post :D i piękne zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
  26. Bardzo fajnie napisany post z którego można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy :) Piękne zdjęcia :) Ale też bym się wkurzyła na oszukiwanie i nie dziwię się wcale, że ciśnienie ci się podniosło... ;/

    OdpowiedzUsuń
  27. Tajlandia moje marzenie, wspaniale że pokazujesz nam jak tam jest.

    OdpowiedzUsuń
  28. Szokujące, szczególnie ten fragment o tygrysach mnie trzepnął - no do diaska, one są zagrożone wyginięciem!

    OdpowiedzUsuń
  29. Na słoniu bym się nie przejechała i chciałabym, żeby jak najmniej osób to robiło. Ale z chęcią bym po pogłaskała :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Właśnie wróciłam z Tajlandii, wszystko jakby wyjęte z moich ust jest w tym tekście, szkoda tylko jazdy na słoniu, to okropnie bestialski proceder i tylko po to by turyści mieli ubaw. Można zobaczyć tu do czego się przyczyniamy, jeżdżąc na słoniu https://www.youtube.com/watch?v=dzAdwj53OQc

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne

Śmiercionośny wulkan zagłady budzi się do życia [Lacheer See, Niemcy]

Buddyzm vs Shinto - Co nieco o religii w Japonii