Początek wędrówki do bazy pod Mt Everest

Everest śnił mi się od dawna. W zasadzie to od dzieciństwa marzyłam o wędrówce tą legendarną wręcz drogą którą, podążali najwięksi zdobywcy himalajów wytyczając nowe, dziewicze szlaki w najwyższych górach świata które ciasnym uściskiem tulą zgniecione, przycupnięte gdzieś na pułkach, ciasno wciśnięte pomiędzy drzewa, skały i przepaści wioski. Himalaje są ogromne i masywne, nie są smukłe i strzeliste jak Tatry. Masywną ścianą snują się, jak wielki walec wręcz przewalają horyzontem. Z tej ogromnej, nacierającej na piechurów jak rozpędzona fala morska ściany, gdzieniegdzie wystają malusieńkie, w porównaniu do całej konstrukcji, szczyty. Droga do bazy pod Mt Everest wije się wokół wzgórz pełnych buddyjskich kamieni z wyrytymi na nich mantrami, wszędzie na wietrze trzepoczą kolorowe flagi modlitewne, wąską ścieżką wciąż suną karawany osłów i jaków, gdzieniegdzie młodzi mnisi wędrują od klasztoru do klasztoru a z chatek wydobywa się zapach imbiru i czosnku. Kolorowe świątynie wyróżniają się